sobota, 22 listopada 2014

Gorzki smak porażki. Akapitów rozdzielnych kilka tak naprawdę o jednym. O Arsenalu....

fot. skysports.com
Nie zdziwię się, jak po tym meczu zwiększyła się liczba fanów Kanonierów domagających się odejścia Wengera. Przecież Arsenal przegrał, oddalił się od czołówki, znowu nie potrafił pokonać Manchesteru United. Czy to nie oczywiste, że to Francuz jest winny wszystkiemu co wydarzyło się wczoraj na Emirates? Pytanie, które pozwala odpowiednio określić ludzi twierdząco na nie odpowiadających. Pytanie, które pozwala zdefiniować fanów. 

Obie drużyny do spotkania przystępowały po słabym początku sezonu. Arsenal, jak wyliczyli statystycy stracił 9 punktów w spotkaniach, w których wychodził na prowadzenie, Manchester United nie potrafił od dawna wygrać spotkania na wyjeździe. Dla obu przetrzebionych kontuzjami i aspirujących do gry w Lidze Mistrzów ekip było to klasyczny mecz na przełamanie. Wynik końcowy nie odzwierciedlał jednak tego co się działo na boisku.

Na przestrzeni całego spotkania Arsenal był niezaprzeczalnie zespołem lepszym. Kanonierzy zdominowali to spotkanie, utrzymywali się przy piłce 61% czasu gry, dokładniej rozgrywali i groźniej atakowali. Nie mieli problemów ze stworzoną z konieczności linią obrony - postawę Blacketta i McNaira trzeba pokazywać na szkoleniach i podkreślać, że tak grać nie można. Problemy zaczynały się w okolicach 30 metra, ale mimo podwójnych zasieków ustawionych przez Van Gaala - tylko Rooney, Van Persie, Di Maria mieli swobodę taktyczną - Kanonierom udawało się zagrozić hiszpańskiemu bramkarzowi gości, któremu trzeba poświęcić oddzielny akapit.

W trakcie meczu, jak i po jego zakończeniu wszyscy zachwycali się grą wychowanka Atletico. Niektórzy pewnie robią to do teraz. Ale warto podkreślić jedną, kluczową w ocenie jego gry rzecz. Owszem De Gea obronił 9 strzałów, pewnie grał w powietrzu. Tylko, że 8 na 9 celnych prób Arsenalu leciało w sam środek bramki - miejsce, w którym mniej więcej ustawiony był w momencie oddawania strzałów przez rywali De Gea. Pochwały należą mu się tak naprawdę jedynie za interwencję przy strzale Wilshere'a. Choć, jeśli uważnie się przyjrzymy całej akcji to zauważymy, że to właśnie jego zagranie rozpoczęła tamten atak gospodarzy. Na 34 długich piłek, De Gea zagrał dokładnie 12 razy. Mało.

Tragicznie spisywał się duet Blackett- McNair wchodzący w skład trójki środkowych obrońców. Raz za razem młodzi zawodnicy byli wkręcani w ziemię, spóźnieni z asekuracją kolegi, czy kryciem swojego sektora, bądź zawodnika. Na szczęście dla nich na boisku był Smalling, który w miarę możliwość naprawiał ich potknięcia. Wiele sił na boisku zostawił Carrick, który schodził na skrzydła, by wspomóc drużynę w poczynaniach defensywnych.

Nie ma wątpliwości, że kluczowa dla losów całego spotkania była sytuacja z 56 minuty. Dośrodkowanie w pole karne w stronę Fellainiego, niepotrzebne wyjście Wojtka Szczęsnego, zderzenie z Kieranem Gibbsem, po którym obydwaj zawodnicy znaleźli się na ziemi. Do piłki dopadł Valencia, który chcąc posłać ją do pustej bramki trafił w leżącego Anglika. Ten ruszył na tyle niefortunnie, że odbita od niego futbolówka trafiła do siatki. Wynik meczu został otwarty, a kolejne minuty to coraz bardziej rozpaczliwe próby Arsenalu, gol Rooney'a i udany powrót na boisko Giroud.

Podsumowując spotkanie, to to co się tam działo zaprzeczało ogólnie przyjętym prawom logiki. Wygrał Manchester United, w którym dobrze zaprezentował się wspomniany Hiszpan, a jedynym pozytywem gry ofensywnej była kontra na 0:2 wyprowadzona w sposób idealny.

Arsenalu żal. Tak po ludzku. Zasłużył. Chociaż na punkt.


***
Pomeczowa wypowiedź Wengera (tłumaczenie własne za arsenal.com ) 

nt. występu 

Już od długiego czasu nie zdominowaliśmy tak mocno Manchesteru United. Nie byliśmy dość skuteczni pod bramką przeciwnika, popełniliśmy błąd, który zmienił obraz meczu. Mieliśmy mnóstwo okazji. Ich bramkarz był zawodnikiem meczu

nt. blokady mentalnej

Nie było jej, bo graliśmy ze swobodą i stosowaliśmy wysoko pressing. Przechwytywaliśmy piłkę i mieliśmy dużo sytuacji, by przesądzić o wyniku spotkania. Po stracie pierwszej bramki popełniliśmy ogromny błąd. Staliśmy się zbyt niecierpliwi, zbyt mało uważni.

nt. Wilshere'a i Szczęsnego

Z Wojtkiem nie jest źle. Nie wiem jak z Jackiem. Chciał zostać na boisku, a nie mógł. To może być problem z kostką.

nt. straconych szans

Zmarnowaliśmy kilka sytuacji w drugiej połowie, nawet w ostatnich 20 minutach. Na najwyższym poziomie musisz być skuteczny, a nam tego zabrakło w naszych najlepszych momentach, choć w naszej grze dostrzegłem wiele pozytywów. Niestety obrońcy zachowywali się czasem zbyt naiwnie.

nt. starcia Wilshere- Fellaini

Nie widziałem zbyt dobrze całej sytuacji. Przez cały mecz zawodnicy grali czysto, nie zauważyłem żadnych negatywnych zachowań.

nt. tego czy Arsenalowi należał się karny

Może. Może nie. Nie wiem.

nt. tego, czy przy drugiej bramce zawiodła komunikacja

To było zaraz po rzucie rożnych, a my nie byliśmy dość skupieni. Nie wiem dlaczego nie było nikogo do asekuracji.

***

Czy mimo wszystko można dostrzec jakieś pozytywy?

Spoglądając na Arsenal po raz pierwszy od dawna widziałem choć trochę charakteru. Ta drużyna chciała wygrać za wszelką ceną. Zmazać wszystkie swoje błędy z tego sezonu - mecz z Anderlechtem, nieumiejętność utrzymania do końca korzystnego rezultatu, braki w koncentracji. Raz za razem na bramkę Manchesteru United sunęły ataki i tak naprawdę trudno logicznie wytłumaczyć czemu żaden z nich nie zakończył się bramką i czemu do szatni gospodarze nie schodzili z prowadzeniem. Odpowiedź zna tylko Wilshere, który gdzieś zatracił reprezentacyjną formę i na czas meczu wyłączył myślenie. Sytuację, która przesądziła o losach spotkania wszyscy dobrze pamiętają mimo, że chcieliby o niej zapomnieć.

A jeśli spojrzeć na każdego indywidualnie? 

Na skrzydłach zamieszanie starał się robić Chamberlain, Welbeck za wszelką cenę chciał udowodnić swoją wartość zarówno kibicom, jak i sobie, przyzwoite zawody rozegrał krytykowany ostatnio Mikel Arteta.  Na stałym poziomie cały czas gra Sanchez i aż strach wyobrazić sobie, gdzie bez niego byłby w tym sezonie Arsenal.

Plusów mało, wiem. Minusów znalazłoby się więcej. Ale czy po takim spotkaniu może być inaczej? Tak słabego startu Arsenal nie miał od 32 lat. Dyspozycja zespołu zależy od jednego zawodnika - wspomnianego Sancheza


***

Nad zespołem cały czas wisi piekielna klątwa - brak zwycięstwa z Czerwonymi Diabłami. Teraz był na to idealny moment, ale jednak czegoś znowu zabrakło. Arsenal przegrał pierwszy raz od dawna na Emirates, goście odnieśli upragnione zwycięstwo na obcym terenie. Każda seria się kiedyś kończy. Taka jest kolej rzeczy. Po serii słabych wyników przeciwko Manchesterowi United przyjdzie w końcu zwycięstwo. Kto wie, może już na Old Trafford? 

***

Odpowiedzialność za wynik zespołu nie spada ani na jednego człowieka - w tym przypadku Arsena Wengera, ani na grupę - zawodników pierwszego składu Arsenalu. Tylko na całość. Za to, jak wygląda zespół, jakie osiąga rezultaty, jak się prezentuje odpowiada niezliczona liczba ludzi. Trenerzy, fizjoterapeuci, psychologowie i tak dalej. Nie można całej winy zrzucić na część grupy, bo takie działanie można śmiało zaliczyć do tych o oddziaływaniu destrukcyjnym. Niektórzy kibice chyba w ogóle tego nie rozumieją.

Za to co Wenger osiągnął z Arsenalem należy mu się szacunek i uznanie, Komentarze wygłaszane przez część kibiców związanych z klubem z północnego Londynu są absurdalne, oderwane od rzeczywistości. Tak trudno zauważyć, że zespół oparty w zeszłym sezonie na kilku zawodnikach, w tegorocznej kampanii przy ich regresie formy, czy urazach niektórych z nich obniża poziom? Czy to Wenger kazał dwójce Gibbs- Szczęsny zderzyć się w powietrzu, by następnie ten pierwszy mógł wbić piłkę do własnej bramki? Zapewne to opiekun Kanonierów kazał uderzać wprost w hiszpańskiego bramkarza. Przecież zawodnik przed strzałem myśli tylko o tym, co w danej sytuacji nakazałby mu zrobić trener, prawda?

Francuz - o dziwo - jest tylko człowiekiem, któremu zdarza się popełniać błędy, bądź uparcie trwać przy swym zdaniu. Kimś, bez kogo trudno wyobrazić sobie dzisiejszy Arsenal. Jeśli ma odejść, ok. Tylko zanim to nastąpi trzeba wykonać kilka niezbędnych kroków prowadzących do dwóch rzeczy - uhonorowania długoletniego menedżera i znalezienie jego następcy - najchętniej widziałbym w tej roli Kloppa.

środa, 12 listopada 2014

Do a Rodgers

Gdy Brendan Rodgers zdecydował się na wystawienie rezerwowego składu na Santiago Bernabeu rozpoczęła się wielka dyskusja. Gary Lineker otwarcie go krytykował, szkoleniowiec The Reds tłumaczył sie ze swej decyzji, a w kuluarach zaczęła krążyć informacja o tym, że UEFA może zdecydować się na ukaranie utytułowanego klubu. 

Chcieliśmy utrzymać się w grze przez 60-65 minut, a potem wprowadzić do gry Gerrarda, skorzystać z kreatywności Coutinho i szybkości Sterlinga. Niestety, nie potrafiliśmy zdobyć bramki – tłumaczył swoją decyzję  na pomeczowej konferencji opiekun Liverpoolu.  To nie "fantasy football" , gra sentymentów, czy wybór komputera. Kiedy wybieramy podstawą jedenastkę bierzemy pod uwagę kondycję graczy, taktykę jaką chcemy obrać – kontynuował Brendan Rodgers.

Największym problemem The Reds jest to,  że mają skomplikowaną sytuację w fazie grupowej i w lidze. Niby UEFA mogłaby ich ukarać za wystawienie w opinii wszystkich rezerwowych zawodników, jak Leiva, czy Toure, ale zapis regulaminowy w tej sprawie jest mocno niedoprecyzowany. Zgodnie z artykułem 4 zespoły przystępując do rozgrywek zobowiązują się między innymi do wystawiania najsilniejszej jedenastki.  Problemem jest, kto jak nie trener danej drużyny ma wiedzieć, kto w obecnej chwili ją tworzy. Skąd UEFA ma wiedzieć, że danego dnia zawodnik X, najlepszy strzelec drużyny nie zagrał od początku, bo kilka godzin wcześniej doznał mikrourazu? Nie wszystkie wiadomości są przez kluby podawane, a menedżerowie nie mają obowiązku tłumaczyć się z każdej decyzji.

Ukaranie Liverpoolu z powodu decyzji Rodgersa dotyczącej podstawowego składu byłoby absurdalne. Dla każdego dana jedenastka może nie być wymarzoną, to kwestia subiektywnej oceny, a przede wszystkim gdy Barcelona wystawiała w fazie grupowej rezerwy mając zapewniony awans nikt nawet nie myślał o tym by wnosić jakiekolwiek pozwy.

Wspomniany przepis swego czasu istniał w angielskiej ekstraklasie. Istniał do czasu wypowiedzi Iana Halloway'a. Kim oni są, żeby mówić mi, którzy piłkarze nie są wystarczająco dobrzy?- grzmiał jesienią 2010 roku charyzmatyczny menedżer Blackpool . Popularne "Mandarynki" po remisie 2:2 z Evertonem w spotkaniu z Aston Villą wystawił 10 nowych zawodników za co został ukarany grzywną 25 tysięcy funtów. Wcześniej taką samą karę otrzymało Wolverhampton. W grudniu 2009 Mick McCarthy, ówczesny szkoleniowiec klubu zdecydował się na wystawienie rezerw w spotkaniu z Manchesterem United.  Decyzja, mimo że kontrowersyjna była przemyślana. Dużo ważniejszy dla losów drużyny był mecz przeciwko Burnley, wygrany 2:0.
Personalnych wyborów Rodgersa na łamach "The Telegraph" bronił Chris Bacombe, który zwracał uwagę na to, że szkoleniowiec miał do nich pełne prawo. Johnson, Balotelli, Lovren, czy Henderson mogą być określani graczami pierwszej jedenastki, tylko dlatego że często zaczynali spotkania od pierwszej minuty. Ich forma nie pozwala na traktowanie ich w tych kategoriach. Borini, wspomniani Leiva i Toure to miały być nowe elementy składającej się z jedenastu części czerwonej maszyny. Rodgers nie mógł czekać na mecz z słabszymi personalnie drużynami, by wprowadzać zmiany w drużynie i szukać rozwiązań zaistniałej sytuacji- dwunastopunktowej wówczas straty do lidera Premier League. Musiał działać. Niestety jego plan się nie powiódł. A The Blues odskoczyli na kolejne trzy oczka
.
W spotkaniu przeciwko Chelsea Liverpool rozegrał bodajże najlepsze dwadzieścia minut w tegorocznej kampanii. Naprawdę z przyjemnością patrzyło się na grę gospodarzy, ale niestety był to krótkotrwały okres nadziei. Tym razem podopieczni Mourinho na Anfield nie postawili dwóch autobusów, nie potrzebowali geniuszu indywidualności,  stanowili dobrze funkcjonujący i świadomy zespół. Po tym, jak pechowo stracili bramkę zachowali spokój i kontynuowali swój styl gry deklasując kompletnie Liverpool.  I choć nie został odgwizdany rzut karny dla gospodarzy po zagraniu ręką przez Cahilla to nikt nie zaprzeczy, że to goście zasłużyli na zwycięstwo przewyższając rywali przede wszystkim pod względem kultury gry. Rodgers sprawia wrażenie człowieka, który nie wie dwóch podstawowych rzeczy- jakiej formacji użyć i z których graczy skorzystać. Bez odkrycia odpowiedzi na te dwa pytania jego przygoda z Liverpoolem może się niedługo skończyć.

wtorek, 14 października 2014

Francja? Awans konieczny!

7 punktów w trzech meczach. Historyczne zwycięstwo z Niemcami, świetna gra Milika w październikowych meczach, pogrom Gibraltaru, pierwsze miejsce w grupie. Piłkarska jesień eliminacyjna była dla polskiej reprezentacji udana. Nie można tego zaprzepaścić. 

Podobnie udany start mieliśmy w historii sześciokrotnie. W połowie przypadków udało się naszej reprezentacji awansować do turnieju głównego. Lecz to tegorocznego eliminacje są wyjątkowe ze względu na podłoże historyczne. 24 drużyny na francuskich boiskach zagrają o miano najsilniejszej w Europie. 2 czołowe miejsca zapewniają awans, a sześć trzecich drużyn zagra w barażach o pozostałe 3 lokaty.

Październikowe rezultaty reprezentacji nie tylko idealnie wpisują się w trend polskich sukcesów w różnych sportowych dziedzinach, ale pokazują że w kadrze Nawałki tkwi potencjał. Personalnie zespół jest mocny, Lewandowskiego i Piszczka mogą pozazdrościć nam wszyscy grupowi rywale, graczy klasy Glika, czy Krychowiaka wszyscy oprócz Niemiec.

Na swoim klubowym poziomie wreszcie zagrał Kamil Glik i Robert Lewandowski. Skrzydłowi pokazali poświęcenie aktywnie wspierając defensywę, Mila dał świetne zmiany stając się ważnym jokerem w talii Nawałki. Szczęsny, choć meczu ze Szkotami wspominać miło nie będzie, podczas sobotniego spotkania stał się bohaterem nowego narodowego mitu. Nawałka wreszcie odnalazł pomysł na zespół, bo klasyczne ustawienie z dwoma napastnikami odpowiada kadrowiczom, lecz wymaga jeszcze poprawy i kto wie, czy nie skończy się na grze 4-2-3-1, gdy w formie będzie któryś z rozgrywających Tylko ilu takich mamy ?

I zapomnijmy na jakiś czas o tym ile pracy przed nami. O tym, jakie błędy popełnia nadal tworzona przez Nawałkę drużyna. O tym, że zwycięstwo z Niemcami, było w ogólnym rozrachunku kwestią szczęścia i słabszej dyspozycji utytułowanych rywali. O tym, że mecz ze Szkocją nie przyniósł nam upragnionego rezultatu.

Żyjmy nadzieją, że za niecałe dwa lata udamy się do Francji nie tylko w celach turystycznych. Szansa jest duża. Pozostało 21 punktów do zdobycia. Zespół pokazał determinację, zaangażowanie, które okażą się kluczowe w walce o awans do zbliżających się ME 2016. Indywidualności sukcesu nam nie zapewnią. Następny mecz w listopadzie z Gruzją. Zwycięstwo jest konieczne!

sobota, 27 września 2014

Bitwa o północny Londyn

Żaden pojedynek  w sezonie Premier League nie jest tak ważny. Przy dużym nagromadzeniu stołecznych drużyn w najwyższej klasie rozgrywkowej jeden rywal ma szczególne znaczenie.  Drużyna z tej samej części miasta. Dzisiaj na Emirates starcie o prymat w północnym Londynie!

 Francuski szkoleniowiec od początku sezonu musi mierzyć się z wypełnianiem luk tworzonych przez kontuzjowanych graczy.   Debuchy zostaje zawodnikiem miesiące. Wypada. Giroud jest jedynym dość dobrym napastnikiem w kadrze. Wypada.  Theo Walcott do gry powróci najprawdopodobniej w połowie października.

Nadziei na sukces trzeba w przypadku Kanonierów upatrywać w nowych nabytkach i powracających do wysokiej formy graczach.  Świetnie do Premier League wkomponował się Alexis Sanchez, który może tylko żałować że jego piękne bramki nie zapewniły jeszcze zespołowi ani razu kompletu punktów na Wyspach,  dobrze mimo młodego wieku radzi sobie Calum Chambers, a Danny Welbeck i Mesut Özil w meczu z AV pokazali, że w duecie mogą wiele zdziałać w tym sezonie.  

To właśnie od dyspozycji niemieckiego rozgrywającego będzie najwięcej zależeć.  Po męczarniach, jakich doświadczał w systemie 1-4-1-4-1, gdy był ustawiony na lewym skrzydle, gdzie mógł zniknąć i pozostać niezauważonym dał prawdziwy popis w momencie powrotu na swą nominalną pozycję- reżysera boiskowych zdarzeń. 

Pochettino z kontuzjami problemów nie ma (nie zagra jedynie Kyle Walker), za to po całkiem obiecującym początku sezonu Tottenham zanotował serię kilku słabszych występów. Klęska z Liverpoolem na własnym stadionie, porażka z West Brom najlepiej obrazują ilość pracy czekającą przed argentyńskim szkoleniowcem. 

Naprzeciw siebie staną dwa lubiące utrzymywać się przy piłce zespoły. Oba kluby mają średnio powyżej 60% posiadanie piłki i właśnie na tym opierają swój styl gry. Krótkie podania, kontrola spotkania, konstruowanie akcji środkiem pola.  Statystycznie lepiej wypada zespół z Emirates. Kanonierzy oddają 3,4 więcej strzałów na mecz,  wygrywają średnio 6 pojedynków główkowych więcej, dokładniej podają i dłużej, choć nieznacznie utrzymują się przy piłce.  Oba grają ofensywnie, braki w defensywie maskując dzięki długiemu utrzymywaniu się przy piłce. Kluczem do triumfu będzie wygranie walki o środek pola.

Wszyscy wiemy, że to spotkanie to coś więcej niż mecz o trzy punkty. To psychologiczny bodziec na całą resztę sezon. Wenger na konferencji prasowej idealnie podsumował znaczenie dzisiejszego spotkania dla obu stron. Jeśli oprzeć przedmeczowe przypuszczenia na historii ostatnich spotkań pomiędzy tymi drużynami to faworyt jest tylko jeden, Arsenal. Derby jednak rządzą się własnymi prawami.


środa, 17 września 2014

Problemy Özila?

fot. 101greatgoals.com
Nie będę się rozpisywał nad przyczynami porażki Arsenalu na Signal Iduna Park, bo na łamach sport.pl Michał Okoński dokładnie przeanalizował spotkanie to spotkanie wskazując, jako główny czynnik porażki poziom koncentracji (więcej tutaj). Spoglądając jednak raz jeszcze na ten mierny występ drużyny z Emirates trzeba zwrócić uwagę przede wszystkim na postawę Mesuta Özila, piłkarza będącego w dyspozycji wręcz tragicznej

Tragiczny występ w Dortmundzie ( nota 6 otrzymana od "Bilda") nie był odstępstwem od tego co dotychczas w tym sezonie prezentuje Mesut Özil. Ustawiony po raz n-ty, jako lewy pomocnik w systemie 1-4-1-4-1 był znów niewidoczny, beproduktywny, skrywający się za pozostałymi graczami odpowiedzialnymi za budowanie akcji i stwarzanie zagrożenia pod bramką rywali. 

źr. fourfourtwo.com
Przez 62 minuty na boisku  Niemiec wykonał zaledwie 23 podania. Jak widać na powyższej grafice były do przeważnie zagrania bezpieczne, bez błysku, do najbliższego partnera. Tylko trzykrotnie Niemiec podał znajdując się w tak zwanej "attacking third".  Przy piłce znalazł się jedynie 33 razy (najmniej ze wszystkich graczy grających od pierwszej minuty). W defensywie po prostu nie istniał. Snuł się po murawie niczym upiór. Statystycznie tragiczne zawody. 

Widać, że najdroższy zawodnik w historii klubu z północnego Londynu jest daleki od formy. Pozostaje gdybać co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Pozaboiskowe problemy, brak standardowego okresu przygotowawczego? 

Konsekwencja Wengera w wystawianiu Özila bez formy może dziwić, ale tylko regularne występy pozwalają powrócić zawodnikowi do optymalnej formy zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Owszem, treningi są ważne, można na nich nadrobić zaległości kondycyjne, ale to rytm meczowy jest kluczowym elementem pozwalającym piłkarzowi na rozwój. Tylko czemu Niemiec wystawiany jest na zupełnie obcej mu pozycji? Na lewej stronie Niemiec czuje się źle. Grając po drugiej stronie boiska jego umiejętność gry lewą nogą mogłaby zostać lepiej wykorzystana, a on sam na tej pozycji grywał, jeszcze za czasów reprezentowania Realu Madryt. 

Może rację ma Michał Zachodny, który stwierdził, że Arsenal gra 1-4-1-4-1 z Özilem na lewej stronie dlatego, by lepiej ukryć będącego w słabej formie Niemca i rozłożyć odpowiedzialność za ofensywne poczynania na innych zawodników?  Jeśli jest to tymczasowa zagrywka ze strony Bossa, a nie uparte trzymanie się nie działającego zawsze pomysłu  jeśli w odpowiednim momencie powróci on do preferowanego ustawienia to czapki z głów przed francuskim szkoleniowcem. Na dłuższą metę, bez klasowego defensywnego pomocnika te ustawienie będzie dla Kanonierów destrukcyjne, a potencjał Özila zostanie zaprzepaszczony

Jestem jedną z najlepszych '10' na świecie. Kibice, trenerzy, zawodnicy - oni wszyscy wiedzą, że tam gram najlepiej.Na lewym skrzydle jest trudniej. Gdy otrzymam podanie, wciąż jestem daleko od serca gry i ciężej jest mi coś zrobić z prawą nogą mówił kilkanaście dni temu niemiecki rozgrywający i trudno się z tymi słowami nie zgadzać. Pozostaje tylko czekać, aż z powrotem osiągnie wysoką formę, bo jeśli Wenger marzy o jakimkolwiek sukcesie to Niemiec w dobrej dyspozycji ustawiony na swej nominalnej pozycji jest wprost jednostką niezbędną. 



Sentymentalna podróż Ibrahimovicia

fot. sofoot.com
Dla Ibrahimovica losowanie tegorocznej fazy grupowej mogło zakończyć się podróżą po miejscach, w których wcześniej szlifował swoje piłkarskie umiejętności.  Niestety to nie Malmoe, lecz APOEL został dolosowany do grupy F. Szwed oprócz ponownego przyjechania na Camp Nou, które opuszczał z skłócony z Guardiolą, odwiedzi Amsterdam. Już dziś PSG zmierzy się z holenderskim potentatem w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów!

Mało brakowało, by Ibra w Ajaksie w ogóle nie zagrał. Wcześniej Szwed pojawił się w Londynie na rozmowach z Wengerem, ale ze względu na konieczność odbycia testów do transferu nie doszło. Zainteresowanie przejawiały również Verona i Monaco, lecz i z tego nic nie wyszło.  W końcu po utalentowanego gracza Malmoe zgłosił się słynący ze szkolenia zawodników Ajax Amsterdam. Za 6,86 miliona funtów został zawodnikiem najbardziej utytułowanej holenderskiej drużyny. 

Początki nie były łatwe. Szwed często, jak wspomina czuł na plecach ducha Marco Van Bastena, presję związaną z odziedziczeniem numeru po tak znakomitym zawodniku. W pierwszym sezonie na boiskach Eredivisie zdobył zaledwie 6 bramek. W ciągu dwóch następnych lat zdobył ich po 13. Debiutował w Lidze Mistrzów, rozwijał się pod opieką Koemana i Van Bastena, nabierał doświadczenia na arenie międzynarodowej notując kolejne występy w reprezentacji Szwecji. Jego talent się rozwijał, mimo, że często jak wspominałem w swej autobiografii było mu ciężko.

W czasie trzyletniej przygody w stolicy Holandii nie mogło zabraknąć w życiorysie Szweda spięć i incydentów. Po uderzeniu łokciem gracza Groningen został zawieszony na pięć spotkań, w rozmowie z Van Gaalem na temat swej roli na boisku zmieszał go z błotem podkreślając w prosty sposób, jak małym szacunkiem go darzył.  

- Załapałeś? Zrozumiałeś to? 
- Możesz ściągnąć z łóżka każdego piłkarza o trzeciej w nocy i zapytać jak powinni bronić, a oni odpowiedzą ci nawet śpiąc, że dziewiątka biegnie tu, a dziesiątka tam. Wiemy o tym i wiemy, że to ty wymyśliłeś ten system. Ale Ja rozmawiałem z Van Bastenem i on myśli dokładnie na odwrót
- Słucham?!
- Van Basten mówi, że numer dziewięć musi oszczędzać swoją energię na atakowanie i strzelanie goli i, mówiąc szczerze, nie wiem już teraz kogo mam słuchać. Van Bastena, który jest legendą, czy Van Gaala?!

Kluczowy moment jego kariery na Amsterdam Arenie został zapoczątkowany podczas meczu międzynarodowego. Szwecja grała z Holandią i nagle wokół Ibry pojawiło się czterech zawodników w tym jego ówczesny klubowy kapitan, idol kibiców Van der Vaart. Zlatan brutalnie sfaulował pomocnika, który przedwcześnie musiał opuścić boisko. Po meczu rozpoczęła się burza w mediach. Van der Vaart zarzucił Ibrze celowość ataku, po powrocie do klubu ponoć doszło z tego powodu do bójki między dwoma zawodnikami. Sytuację próbował załagodzić Van Gaal, ale Szwed o wybuchowym charakterze wcale nie zamierzał grać u boku holenderskiego pomocnika. Atmosfera między dwoma najlepszymi zawodnikami ówczesnego Ajaksu była tragiczna. Jak napisał potem w swej biografii LVG jeden z nich musiał odejść. 

Napędzanego ambicją zawodnika kusiła perspektywa gry i sprawdzenia swych umiejętności w silniejszej lidze niż holenderska. Konflikty w drużynie sprawiły, że Ibra chciał odejść i po długich negocjacjach został piłkarzem Juventusu. Na Delle Alpi miał wspólną konferencję z Fabio Cannavaro. Od tamtej chwili jego kariera nabrała rozpędu. Przeszłość pozostawił za sobą. 

sobota, 30 sierpnia 2014

Historyczny remis

D0FC606B1B3B45E89630E7C2D4712D32
Dla beniaminka miała być to szansa na powtórzenie sukcesu sprzed 5 lat, jakim było zwycięstwo 1:0 nad ówczesnym mistrzem Anglii i najlepszym zespołem w Europie. Dla Manchesteru United szansa na choć minimalne odkupienie słabego początku sezonu, którego zwieńczeniem była klęska 4:0 z Milton Keynes Dons w Capital One Cup. Na Turf Moor padł bezbramkowy remis, pierwszy w historii ligowych występów Burnley.

Burnley - Manchester United 0:0

Przed spotkaniem pytaniem było nie kto wygra, lecz jakie piętno zdoła odcisnąć na grze Manchesteru United Angel Di Maria. Argentyńczyk, mimo krótkiego pobytu na Old Trafford znalazł się w wyjściowej jedenastce na mecz z The Clarets tworząc razem z Darrenem Fletcherem parę środkowych pomocników w ustawieniu 3-4-1-2.

Początek meczu należał do Burnley, które powinno szybko objąć dwubramkowe prowadzenie. Wpierw wychowanek Czerwonych Diabłów, David Jones trafił z rzutu wolnego w poprzeczkę bramki, a potem De Gea dobrze zachował się w sytuacji jeden na jeden do której doszło po błędzie obrony gości.  Potem do głosu doszedł Di Maria, który fenomenalnym podaniem stworzył jedyną sytuację gości w pierwszej połowie. Do piłki doszedł Van Persie, ale zwycięsko z pojedynku z holenderskim snajperem wyszedł Tom Heaton.

Do szatni zawodnicy Burnley zasłużenie wchodzili przy akompaniamencie braw kibiców na Turf Moor. Byli zespołem lepszym od dwudziestokrotnych mistrzów Anglii. Zespołem, który nie jest uzależniony od jednego zawodnika ( jedynie gra Di Marii mogła się podobać w drużynie gości), zespołem zdyscyplinowanym taktycznie na tyle dobrze, by uniemożliwić konstruowanie akcji takim gwiazdom jak Rooney, Mata, czy Van Persie, którzy byli zbyt statystyczni czym ułatwiali zadanie obrońcom,  zespołem, który nie boi się zaryzykować bo wie że nie ma nic do stracenia.

W drugiej połowie obraz meczu nie uległ znaczącej zmianie. Obrońcy byli bardziej skupieni, co przełożyło się na mniejszą liczbę popełnionych błędów. Mecz był toczony w wysokim tempie. Burnley cały czas grało swoją piłkę mądrze przesuwając się po boisku, gdy przychodził czas na obronę uniemożliwiając gościom zakończenie skuteczne nabierających na intensywności z każdą minutą ataków. A Manchester United?

Trudno po tym meczu powiedzieć coś pozytywnego o grze "Czerwonych Diabłów".  Ustawienie 3-4-1-2 nadal pozostaje zagadką dla drużyny z Old Trafford. Trójka obrońców w składzie Blackett-Jones- Evans popełniała zbyt dużo błędów, jak na ten poziom rozgrywek, a wysokie posiadanie piłki nie przełożyło się na liczbę tworzonych sytuacji strzeleckich.
man utd
Brakowało ruchu w linii pomocy, Rooney zagrał tragicznie i jako kapitan nie potrafił w żaden sposób odmienić losów tego spotkania. Większość akcji "Czerwonych Diabłów" szła prawą stroną boiska i kończyła się zagraniami w szesnastkę rywala. Z tymi zagraniami radzili sobie bez problemu obrońcy Burnley i pewny w bramce Tom Heaton. Brakowało gracza, który weźmie na siebie odpowiedzialność, który jednym zagraniem mógłby odmienić losy spotkania.

Ktoś powie, że Burnley miało szczęście, bo w drugiej połowie Chris Foy mógł podyktować dwa rzuty karne, a tego nie zrobił. W futbolu nie można liczyć jedynie na szczęście. Van Gaal musi o tym pamiętać. Z taką grą może nie doczekać końca legendarnych trzech miesięcy, po których Manchester United ma w pełni mieć opanowane nowe ustawienie.

fot. manutd.com