sobota, 22 listopada 2014

Gorzki smak porażki. Akapitów rozdzielnych kilka tak naprawdę o jednym. O Arsenalu....

fot. skysports.com
Nie zdziwię się, jak po tym meczu zwiększyła się liczba fanów Kanonierów domagających się odejścia Wengera. Przecież Arsenal przegrał, oddalił się od czołówki, znowu nie potrafił pokonać Manchesteru United. Czy to nie oczywiste, że to Francuz jest winny wszystkiemu co wydarzyło się wczoraj na Emirates? Pytanie, które pozwala odpowiednio określić ludzi twierdząco na nie odpowiadających. Pytanie, które pozwala zdefiniować fanów. 

Obie drużyny do spotkania przystępowały po słabym początku sezonu. Arsenal, jak wyliczyli statystycy stracił 9 punktów w spotkaniach, w których wychodził na prowadzenie, Manchester United nie potrafił od dawna wygrać spotkania na wyjeździe. Dla obu przetrzebionych kontuzjami i aspirujących do gry w Lidze Mistrzów ekip było to klasyczny mecz na przełamanie. Wynik końcowy nie odzwierciedlał jednak tego co się działo na boisku.

Na przestrzeni całego spotkania Arsenal był niezaprzeczalnie zespołem lepszym. Kanonierzy zdominowali to spotkanie, utrzymywali się przy piłce 61% czasu gry, dokładniej rozgrywali i groźniej atakowali. Nie mieli problemów ze stworzoną z konieczności linią obrony - postawę Blacketta i McNaira trzeba pokazywać na szkoleniach i podkreślać, że tak grać nie można. Problemy zaczynały się w okolicach 30 metra, ale mimo podwójnych zasieków ustawionych przez Van Gaala - tylko Rooney, Van Persie, Di Maria mieli swobodę taktyczną - Kanonierom udawało się zagrozić hiszpańskiemu bramkarzowi gości, któremu trzeba poświęcić oddzielny akapit.

W trakcie meczu, jak i po jego zakończeniu wszyscy zachwycali się grą wychowanka Atletico. Niektórzy pewnie robią to do teraz. Ale warto podkreślić jedną, kluczową w ocenie jego gry rzecz. Owszem De Gea obronił 9 strzałów, pewnie grał w powietrzu. Tylko, że 8 na 9 celnych prób Arsenalu leciało w sam środek bramki - miejsce, w którym mniej więcej ustawiony był w momencie oddawania strzałów przez rywali De Gea. Pochwały należą mu się tak naprawdę jedynie za interwencję przy strzale Wilshere'a. Choć, jeśli uważnie się przyjrzymy całej akcji to zauważymy, że to właśnie jego zagranie rozpoczęła tamten atak gospodarzy. Na 34 długich piłek, De Gea zagrał dokładnie 12 razy. Mało.

Tragicznie spisywał się duet Blackett- McNair wchodzący w skład trójki środkowych obrońców. Raz za razem młodzi zawodnicy byli wkręcani w ziemię, spóźnieni z asekuracją kolegi, czy kryciem swojego sektora, bądź zawodnika. Na szczęście dla nich na boisku był Smalling, który w miarę możliwość naprawiał ich potknięcia. Wiele sił na boisku zostawił Carrick, który schodził na skrzydła, by wspomóc drużynę w poczynaniach defensywnych.

Nie ma wątpliwości, że kluczowa dla losów całego spotkania była sytuacja z 56 minuty. Dośrodkowanie w pole karne w stronę Fellainiego, niepotrzebne wyjście Wojtka Szczęsnego, zderzenie z Kieranem Gibbsem, po którym obydwaj zawodnicy znaleźli się na ziemi. Do piłki dopadł Valencia, który chcąc posłać ją do pustej bramki trafił w leżącego Anglika. Ten ruszył na tyle niefortunnie, że odbita od niego futbolówka trafiła do siatki. Wynik meczu został otwarty, a kolejne minuty to coraz bardziej rozpaczliwe próby Arsenalu, gol Rooney'a i udany powrót na boisko Giroud.

Podsumowując spotkanie, to to co się tam działo zaprzeczało ogólnie przyjętym prawom logiki. Wygrał Manchester United, w którym dobrze zaprezentował się wspomniany Hiszpan, a jedynym pozytywem gry ofensywnej była kontra na 0:2 wyprowadzona w sposób idealny.

Arsenalu żal. Tak po ludzku. Zasłużył. Chociaż na punkt.


***
Pomeczowa wypowiedź Wengera (tłumaczenie własne za arsenal.com ) 

nt. występu 

Już od długiego czasu nie zdominowaliśmy tak mocno Manchesteru United. Nie byliśmy dość skuteczni pod bramką przeciwnika, popełniliśmy błąd, który zmienił obraz meczu. Mieliśmy mnóstwo okazji. Ich bramkarz był zawodnikiem meczu

nt. blokady mentalnej

Nie było jej, bo graliśmy ze swobodą i stosowaliśmy wysoko pressing. Przechwytywaliśmy piłkę i mieliśmy dużo sytuacji, by przesądzić o wyniku spotkania. Po stracie pierwszej bramki popełniliśmy ogromny błąd. Staliśmy się zbyt niecierpliwi, zbyt mało uważni.

nt. Wilshere'a i Szczęsnego

Z Wojtkiem nie jest źle. Nie wiem jak z Jackiem. Chciał zostać na boisku, a nie mógł. To może być problem z kostką.

nt. straconych szans

Zmarnowaliśmy kilka sytuacji w drugiej połowie, nawet w ostatnich 20 minutach. Na najwyższym poziomie musisz być skuteczny, a nam tego zabrakło w naszych najlepszych momentach, choć w naszej grze dostrzegłem wiele pozytywów. Niestety obrońcy zachowywali się czasem zbyt naiwnie.

nt. starcia Wilshere- Fellaini

Nie widziałem zbyt dobrze całej sytuacji. Przez cały mecz zawodnicy grali czysto, nie zauważyłem żadnych negatywnych zachowań.

nt. tego czy Arsenalowi należał się karny

Może. Może nie. Nie wiem.

nt. tego, czy przy drugiej bramce zawiodła komunikacja

To było zaraz po rzucie rożnych, a my nie byliśmy dość skupieni. Nie wiem dlaczego nie było nikogo do asekuracji.

***

Czy mimo wszystko można dostrzec jakieś pozytywy?

Spoglądając na Arsenal po raz pierwszy od dawna widziałem choć trochę charakteru. Ta drużyna chciała wygrać za wszelką ceną. Zmazać wszystkie swoje błędy z tego sezonu - mecz z Anderlechtem, nieumiejętność utrzymania do końca korzystnego rezultatu, braki w koncentracji. Raz za razem na bramkę Manchesteru United sunęły ataki i tak naprawdę trudno logicznie wytłumaczyć czemu żaden z nich nie zakończył się bramką i czemu do szatni gospodarze nie schodzili z prowadzeniem. Odpowiedź zna tylko Wilshere, który gdzieś zatracił reprezentacyjną formę i na czas meczu wyłączył myślenie. Sytuację, która przesądziła o losach spotkania wszyscy dobrze pamiętają mimo, że chcieliby o niej zapomnieć.

A jeśli spojrzeć na każdego indywidualnie? 

Na skrzydłach zamieszanie starał się robić Chamberlain, Welbeck za wszelką cenę chciał udowodnić swoją wartość zarówno kibicom, jak i sobie, przyzwoite zawody rozegrał krytykowany ostatnio Mikel Arteta.  Na stałym poziomie cały czas gra Sanchez i aż strach wyobrazić sobie, gdzie bez niego byłby w tym sezonie Arsenal.

Plusów mało, wiem. Minusów znalazłoby się więcej. Ale czy po takim spotkaniu może być inaczej? Tak słabego startu Arsenal nie miał od 32 lat. Dyspozycja zespołu zależy od jednego zawodnika - wspomnianego Sancheza


***

Nad zespołem cały czas wisi piekielna klątwa - brak zwycięstwa z Czerwonymi Diabłami. Teraz był na to idealny moment, ale jednak czegoś znowu zabrakło. Arsenal przegrał pierwszy raz od dawna na Emirates, goście odnieśli upragnione zwycięstwo na obcym terenie. Każda seria się kiedyś kończy. Taka jest kolej rzeczy. Po serii słabych wyników przeciwko Manchesterowi United przyjdzie w końcu zwycięstwo. Kto wie, może już na Old Trafford? 

***

Odpowiedzialność za wynik zespołu nie spada ani na jednego człowieka - w tym przypadku Arsena Wengera, ani na grupę - zawodników pierwszego składu Arsenalu. Tylko na całość. Za to, jak wygląda zespół, jakie osiąga rezultaty, jak się prezentuje odpowiada niezliczona liczba ludzi. Trenerzy, fizjoterapeuci, psychologowie i tak dalej. Nie można całej winy zrzucić na część grupy, bo takie działanie można śmiało zaliczyć do tych o oddziaływaniu destrukcyjnym. Niektórzy kibice chyba w ogóle tego nie rozumieją.

Za to co Wenger osiągnął z Arsenalem należy mu się szacunek i uznanie, Komentarze wygłaszane przez część kibiców związanych z klubem z północnego Londynu są absurdalne, oderwane od rzeczywistości. Tak trudno zauważyć, że zespół oparty w zeszłym sezonie na kilku zawodnikach, w tegorocznej kampanii przy ich regresie formy, czy urazach niektórych z nich obniża poziom? Czy to Wenger kazał dwójce Gibbs- Szczęsny zderzyć się w powietrzu, by następnie ten pierwszy mógł wbić piłkę do własnej bramki? Zapewne to opiekun Kanonierów kazał uderzać wprost w hiszpańskiego bramkarza. Przecież zawodnik przed strzałem myśli tylko o tym, co w danej sytuacji nakazałby mu zrobić trener, prawda?

Francuz - o dziwo - jest tylko człowiekiem, któremu zdarza się popełniać błędy, bądź uparcie trwać przy swym zdaniu. Kimś, bez kogo trudno wyobrazić sobie dzisiejszy Arsenal. Jeśli ma odejść, ok. Tylko zanim to nastąpi trzeba wykonać kilka niezbędnych kroków prowadzących do dwóch rzeczy - uhonorowania długoletniego menedżera i znalezienie jego następcy - najchętniej widziałbym w tej roli Kloppa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz