Wszystko zaczęło się od starcia dwóch najgorzej punktujących zespołów w ostatnich 5 meczach. Nękany kontuzjami West Ham na własnym stadionie podejmował ekipę z The Hawthorns, gdzie nadal wszyscy czekają z niecierpliwością na następce Steve Clarke'a. Typowy mecz na przełamanie. Mecz zakończony rezultatem . Spotkanie ogólnie bardzo dobre, ze świetną drugą połową, którą obowiązkowo obejrzeć trzeba !!!
Promienie słońca zza czarnych chmur
Po pierwsze kolejny mecz w którym West Ham prowadzi i nie potrafi wygrać
Po drugie morze kontuzji- do grona niedostępnych gracz najprawdopodobniej dołączy Tomkins
Po trzecie brak zwycięstw- 3 wygrane w 19 meczach ( 16% zwycięstw)
Po czwarte sinusoidalna postawa w obronie, bo raz Młoty grają świetnie, a drugi raz naprawdę tragicznie.
W czasie, gdy niespodziewane często przeprowadzany jest w Premier League rytuał zmiany szkoleniowca Sam Allardyce nie może spać spokojnie. Ani wyniki, ani gra jego zespołu, ani zwycięstwo 3:0 na WHL nie sprawiąja, że zarząd spojrzy na jego osiągnięcia w tegorocznej kampanii łaskawszym okiem.
Szkoleniowiec Młotów stąpa bo naprawdę cienkim lodzie i ciekawe, czy dostanie szansę na przeprowadzenie transferów, którego według niego odmieniłyby oblicze drużyny z Boleyn Ground
Anelka znów strzela
Ostatnia bramka zdobyta 20 sierpnia 2011 roku na europejskich boiskach. Ciężko wyobrazić sobie co może czuć napastnik o takiej renomie, gdy przez ponad dwa lata mimo minimalnej liczby występów w oficjalnych meczach pozostaje bez strzelonej bramki ( przygody w Chinach pod uwagę nie biorę)
Przełamanie nastąpiło w meczu z West Ham. Bramka ważna nie tylko dla Anelki, bramka ważna dla całego West Brom bo pozwoliła im wrócić do gry w 40 minucie.
Sam Anelka jakby przypomniał sobie, że papiery na grę na wysokim poziomie ma i to niezłe. Mimo 34 lat na karku Francuz był najlepszy w barwach swej drużyny na murawie. W pierwszej połowie zdobył dwie bramki i pokazał, że instynkt strzelecki w nim nie zaginął, a przez cały czas mecz walczył, cofał się do rozegrania kończąc występ nie tylko jako strzelec, ale również ten, który tworzył ( 3 kluczowe podania) i był całkiem często przy piłce, jak na napastnika (59 razy).
źródło: squawka.com
Niedoceniany duet
Oprócz Anelki na wielki plus zasłużył duet Nolan i Noble. Pierwszy efektywnie rozgrywający piłkę mimo małej liczby kontaktów z piłką (2 kluczowe podania, 2 asysty, ). Drugi zabezpieczający tyły, harujący na każdym metrze boiska, będący cały czas pod grą ( 53 wykonane podania, najwięcej w drużynie), notujący najwięcej odbiorów w zespole (3) i będący 70 razy przy piłce
Prawdziwe serce i płuca ekipy z Boleyn Ground. Bez tej dwójki z Boleyn Ground West Bromwich wróciłoby z tarczą, choć noty w serwisach pomeczowych mówią co innego
Szczęśliwa zmiana
Głupie wejścia Carltona Cola, które w niewytłumaczalny sposób nie zostały w żaden sposób ukarane nawet żółtą kartką, okazały się szczęściem dla West Hamu. Allardyce obserwujący poczynania swego zawodnika, stwierdził, że lepiej mecz skończyć w 11 i w od początku drugiej połowy mogliśmy obserwować Maigę, który strzelił bramkę i asystował przy golu Nolana.
Tylko o co chodziło z tymi bąbelkami na początku meczu?
A tak, no cóż, żal Kanarków, bo z przebiegu meczu w najgorszym przypadku zasługiwali oni na remis. Wszystkim sympatykom Czerwonych Diabłów zaś pozostaje przymknąć oczy na styl i cieszyć się z trzech punktów i zakończenia roku z czterema zwycięstwami ligowymi z rzędu.
Ostatni kwadrans to nie tylko szanse gości, ale też próby Cardiff, które nie umiało jednak zakończyć meczu strzelając bramkę pozbawiającą Koty marzeń o korzystnym rezultacie. Ostatnia akcja to istna esencja futbolu. Strzał, który przypadkowo mimo wszystko wpada w końcu do siatki świetnie dysponowanego Marshalla, szalona radość gości i smutek, niedowierzanie, rezygnacja po stronie gospodarzy.
Norwich- Manchester United, czyli pragnienie zwycięstwa
Chicharito na szpicy
Leczący uraz Robin Van Persie, odnowiona kontuzja Rooney'a, nagromadzenie meczy ligowych rzutującego na odpoczynek Welbeck sprawiło, że od początku na Carrow Road szansę dostał Javier Hernandez, joker w talii Czerwonych Diabłów.
Meksykanin zagrał mówiąc kolokwialnie słabo. Nie radził sobie z dobrze zbudowanymi środkowymi obrońcami Kanarków, ale też nie dostawał dobrych piłek od kolegów z linii pomocy. Aż dziw bierze, że był trzymany na boisku przez Moyesa do 86 minuty.
źródło: fourfourtwo.com
Posiadanie piłki, a stwarzane sytuacje ( I połowa)
Na prosty chłopski rozum posiadanie piłki powinno się przekładać na ilość strzałów, prawda? Dobrze, że futbol jest nie tak prosty mimo wszystko
Norwich mimo, że to Czerwone Diabły były dłużej przy piłce potrafiło w sposób bardziej przemyślany i efektywny ten czas wykorzystać. ( 11 do 4 stworzonych sytuacji dla gospodarzy) Poniższa grafika ukazuje przede wszystkim, jak często Norwich pojawiało się w szesnastce gości.
źródło: squawka.com
Manchester United często miał problem z wyprowadzeniem piłki, a ataki środkiem nie przynosiły upragnionego rezultatu. Norwich zaś nie chciało czekać. Wyprowadzało piłkę, jak najszybciej pod bramkę rywali, co skończyło się kilkoma naprawdę niezłymi sytuacjami po stronie Kanarków. Grę ułatwiała im słaba dyspozycja obrońców z Old Trafford, bo Ci byli czasem ogrywani w sposób wręcz nie przystający do realiów Premier League.
Zmienione oblicze na czas krótki
Nieważne, jak wiele negatywnych krąży o Welbecku przyznać trzeba jedno. Jego wejście połączone zapewne z rozmową w szatni zmieniła oblicze Czerwonych Diabłów, którzy z każdą minutą przejmowali coraz bardziej kontrolę nad meczem i aż do zrealizowania jednego z głównych meczowych celów (zdobycie bramki) intensywniej i efektywniej niż w pierwszej połowie atakowali bramkę Ruddy'ego.
57 minuta. Minuta, w której Norwich, mimo że ogólnie lepsze po przypadkowej akcji straciło bramkę. 4 bramkę w 5 meczu strzelił Danny Welbeck potwierdzając słuszność pradawnego powiedzenia dotyczącego niewykorzystanych sytuacji. Czerwone Diabły miały już jedną misję mniej. Pozostało utrzymać rezultat. Po miesiącach o stylu wygranej nikt nie będzie pamiętał.
Chęci to za mało, czyli nie zawsze wygrywa ten kto na to zasługuje
Mimo, że Norwich do końca meczu starało się o wyrównanie to jedyne co im po meczu pozostanie to nie zdobyte punkty, lecz dobre wrażenie i zaangażowanie jakie charakteryzowało dzisiaj grę Kanarków w starciu z bardziej utytułowanym rywalem. Dziś zabrakło im przede wszystkim szczęścia, bo rzut karny po ręce Evry mógł zostać podyktowany, a i bramka stracona, gdyby nie przypadek nigdy by miejsca nie miała.
A tak, no cóż, żal Kanarków, bo z przebiegu meczu w najgorszym przypadku zasługiwali oni na remis. Wszystkim sympatykom Czerwonych Diabłów zaś pozostaje przymknąć oczy na styl i cieszyć się z trzech punktów i zakończenia roku z czterema zwycięstwami ligowymi z rzędu.
Cardiff-
Sunderland
Sprawdziło się, że nie ważne kto z kim gra
to w Premier League można spodziewać się meczu ciekawego. Oba zespoły stworzyły
niezłe widowisko, miały swoje sytuacje strzeleckie. Teraz chwilę o tym, co w
meczu ciekawego się wydarzyło i na co warto zwrócić uwagę
Z punktu widzenia Cardiff City
Mutch&Campbell, czyli duet bohaterów
głośnych i....
Angielski duet zaliczył dzisiaj po bramce i asyście.
Pierw Mutch otworzył wynik meczu po podaniu wychowanka Czerwonych Diabłów, a
potem z impetem wbiegł w boczną część szesnastki Czarnych Kotów i dograł
idealną piłkę do Campbella, któremu pozostało dostawić nogę. Obaj zawodnicy
zostawili na boisku sporo sił, zostali wpisani w protokole meczowym, tam gdzie
tego się od nich oczekuje. I choć obaj do spółki czy to z Borinim, czy to z
Noonem (dobry występ Anglika, do zejścia z boiska najwięcej kluczowych podań w
zespole) co chwilę starali się rozmontować obronę Sunderlandu po raz n-ty to trzeba
pamiętać, że to wcale nie oni byli dzisiaj tymi, którzy zapewnili Cardiff remi
w 100%. Był jeszcze taki jeden, bez którego tego remisu by nie było
.... David Marshall, bohater cichy.
Bramkarz to specyficzna pozycja. Pomijając plotkę o
ich mitycznym szaleństwie to przeważnie pamiętamy o ich błędach, wytykamy je,
na golkiperów zrzucamy przeważnie bezpodstawnie odpowiedzialność za wynik
zespołu. No bo czemu nie? Ten strzał mógł wyjąć, tu się źle ustawił, a tu dla
odmiany niedokładnie wychodził do piłki. Niewdzięczna pozycja. To o nich jest
przeważnie cicho, gdy zespół ma przewagę i odnosi zwycięstwo.
Świetne interwencje przy strzałach Boriniego, pewne
interwencje przy uderzaniach pozostałych Czarnych Kotów i spokojne wyjścia do
piłki. Tam gdzie obronić obronił, a dodał coś jeszcze od siebie, bo gdyby
biegający po lewym skrzydle Włoch wpisał się na listę strzelców to nikt do
Marshalla pretensji by mógł nie mieć. A interwencja z końcówki meczu świadczy
tylko o klasie bramkarskiej Szkota, jego koncentracji i pełnym skupieniu
A że stracił bramki? Życie. Przy interwencjach z
najbliższej odległości często decyduje szczęście, fakt, że zawodnik akurat odda
strzał prosto w nas. Przy bramce Fletchera nie miał Szkot szans, a skuteczna
interwencja nie byłaby efektem jego niesamowitej gibkości, refleksu lub czegoś
jeszcze innego. Byłaby po prostu szczęśliwa. A bramka Colbacka. No cóż. Jak pech to pech
Dossena vs Ki
Już od początku było widać, że Ci dwaj panowie nie
przypadli sobie do gustu. Do najbardziej kuriozalnego starcia doszło na
początku pierwszej połowy, gdy w momencie wykonywania przez Cardiff rzutu
rożnego Ki postanowił wpychając Włocha do bramki utrudnić interwencję byłemu
bramkarzowi Kanonierów. Wydawać by się mogło, że rozmowa z sędzią to zmieni,
ale Koreańczyk z niegodnym pochwały uporem próbował zrealizować swój niecny
plan. Przez resztę meczu doszło jeszcze do kilku starć między tymi zawodnikami,
ale na szczęście nikomu nic się nie stało, co mając w pamięci wyczyny Dosseny
trzeba uznać za sukces.
Z
punktu widzenia Sunderlandu
Z
początku dziwna zmiana
Niezrozumiałą decyzję z
punktu widzenia kibica nie mającego dostępu do informacji podjął w przerwie
Poyet. Groźnego, dobrze dysponowanego Boriniego zdjął z boiska i zastąpił go
tym, który w zeszłym sezonie strzelił najwięcej bramek głową, czyli Stevenem
Fletcherem. Umiejętności Szkotowi odmówić nie można, ale w pierwszej połowie to
Altidore był zawodnikiem słabszym, by nie rzec bezbarwnym. Dlatego też decyzja
francuskiego szkoleniowca dziwiła, bo Włoch zdołał oddać dwa groźne strzały
przy których Marshall musiał się wysilić, a Szkot do momentu strzelenia bramki
w 83 minucie był kompletnie niewidoczny.
Jak się okazało, Borini
w przerwie zasłabł i został odwieziony do szpitala. Na szczęście zanim mecz się
zakończył Włoch odzyskał przytomność.
Piękno futbolu
·
nos trenerski
· walka do końca
· szalony kwadrans
· szczęście w nieszczęściu
· walka do końca
· szalony kwadrans
· szczęście w nieszczęściu
Te wszystkie cztery składowe złożyły się na to, że Czarne Koty wywożą z
Walii zasłużony punkt. Poyet oprócz jednej wymuszonej zmiany pozostałe dwie
przeprowadził w pełni świadomie oceniając tylko dyspozycję dnia, jak i sytuację
na boisku. Szkoleniowiec miał tak zwanego trenerskiego nosa, bo bramki
strzelali rezerwowi.
Wielki plus trzeba postawić też przy postawie Sunderlandu. Mimo
niekorzystnego do 83 minuty rezultatu Czarne Koty starały się zdobyć bramkę, a
gdy to się udało rzuciły się do szalonych ataków.
Ostatni kwadrans to nie tylko szanse gości, ale też próby Cardiff, które nie umiało jednak zakończyć meczu strzelając bramkę pozbawiającą Koty marzeń o korzystnym rezultacie. Ostatnia akcja to istna esencja futbolu. Strzał, który przypadkowo mimo wszystko wpada w końcu do siatki świetnie dysponowanego Marshalla, szalona radość gości i smutek, niedowierzanie, rezygnacja po stronie gospodarzy.
Sobota z Premier League zakończyła się fenomenalnie
Rezultaty
pozostałych spotkań:
Hull- Fulham 6:0 (El
Mohamady '49, Koren '60, Boyd '63, Huddlestone '67, Fryatt '74, Koren
'84)
Aston Villa- Swansea 1:1 (
Agbonlahor '7- Lamah '36)
Manchester City- Crystal Palace 1:0 (
Dzeko' 66)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz