środa, 10 kwietnia 2013

Czarne konie poza wyścigiem.





Czarnym koniem od zawsze zwano ekipę, która wbrew przedsezonowym zapowiedziom osiągała wyniki ponad jej możliwości. W tym sezonie dwa zespoły szczególnie zasłużyły na to miano. 

Malaga

Postawa klubu z Andaluzji zasługuje na wielkie brawa. Zbieranina piłkarzy w szarganym problemami finansowymi klubie osiągnęła wynik, o którym kibice będą długo mówić.

Pierwszą przeszkodą na drodze Malagi był w barażach grecki Panathinaikos. 2:0 u siebie i bezbramkowy remis pozwoli ekipie Pellegriniego na historyczny debiut w elitarnych rozgrywkach.

Po losowaniu grup wszyscy fachowcy przewidywali, że zespołowi pozostanie walczyć maksymalnie o drugie miejsce. Zenit, Milan i Anderlecht to może nie najtrudniejsza grupa, na jaką mógł trafić zespół z Hiszpanii, lecz już sama renoma włoskiego klubu, jak i zrobione na ostatnią chwilę zakupy rosyjskiego klubu musiały wzbudzać respekt mniej ogranych na europejskiej arenie piłkarzy.

Pierwsze miejsce, dwanaście zdobytych oczek, jak i brak porażki sprawiły, że o Maladze zrobiło się głośno. Isco, młody lider oczarował grę całą Europę stając się celem transferowym wszystkich największych firm w tym Realu i Barcelony. Wspierany przez świetnego w bramce Caballero, doświadczonego Joaquina i resztę kolegów z zespołu zaczął się szykować do starcia z mistrzami Portugalii, Porto.

Mówi się, że szczęście sprzyja lepszym. Czy to prawda, tego na pewno nie sposób potwierdzić po tym dwumeczu. Pierwszy mecz  z przewagą Porto przegrany jedynie 0:1, drugi już z przewagą Malagi, w którym gracze z Andaluzji potrafili strzelić dwie bramki, wygrać i myśleć o zbliżających się wyzwaniach z nadzieją i wiarą we własne umiejętności.

W ćwierćfinale przyszło im się zmierzyć z Borussią. Po bezbramkowym remisie u siebie na Signal Iduna Park mogło się wydarzyć kompletnie wszystko, a przygotowań do meczu nie zakłócił nawet nagły wyjazd trenera na pogrzeb. To co się wydarzyło wczoraj na stadionie mistrza Niemiec wszyscy wiedzą. Nie ma co roztrząsać fatalnych decyzji arbitra. Wiadomo jedno. Do sensacyjnego wejścia do grona najlepszej czwórki w Europie Maladze zabrakło niewiele.


Galatasaray

Założony w 1905 klub ze stolicy Turcji tegoroczną przygodę w Lidze Mistrzów rozpoczął od fazy grupowej.
Braga, Manchester, Cluj. Trzy różnie grające zespoły miały sprawdzić siłę tureckiej ekipy.

Galatasaray zdobywając 10pkt wywalczyło dość szczęśliwy awans, bo osiągnięty lepszym bilansem bezpośrednich spotkań przeciwko bezpośredniemu rywalowi z ligi rumuńskiej.

Tak, jak w przypadku Malagi przygoda ekipy Fatima Terima rozgrywki miały zakończyć się na 1/8 finału.
Katem wzmocnionych Drogbą i Sneijderem Turków miała się stać ekipa Schalke, niezaprzeczalnie drużyna o większym potencjale i renomie. Galatasaray mimo niezbyt korzystnego rezultatu na własnych stadionie zdołało awansować po wygranym 3:2 meczu na wyjeździe strzelając ostatnią bramkę w piątej minucie doliczonego czasu mimo, że do awansu starczał im dwubramkowy remis.

Turcy po z dawna oczekiwanym sukcesie godnie pożegnali się z rozgrywkami Ligi Mistrzów przegrywając 3:5 dwumecz z ekipą z Madrytu, ale na własnym stadionie pokazując klasę i strasząc bardziej utytułowaną rywala zwyciężając przez własną, fanatyczną publicznością 3:2.


Czemu nie Borussia?

Wielu ekspertów w czarnym koniu rozgrywek widzi "naszą" drużynę w Lidze Mistrzów.  Z jednej strony rozumiem zachwyt nad podopiecznymi Kloppa, z drugiej myślą, że od zespołu klasy Borussii awans do półfinału patrząc jeszcze na rywali jakich miała w fazie pucharowej ( Szachtar bez Williana) jest czymś naturalnym mimo braku wielu ogranych na europejskiej arenie graczy. Borussia to przecież dwukrotny mistrz Niemiec mający w składzie wielu świetnych graczy. Sensacją będzie zwycięstwo w całych rozgrywkach patrząc na klasę potencjalnych rywali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz