piątek, 13 czerwca 2014

Mundial #4: Bolesne przebudzenie z cichym bohaterem w tle


Ostatnio najczęściej powtarzaną mantrą Del Bosque, była ta o tym, że ogień pragnienia zwycięstwa tli się w tylko jednym zawodniku. Debiutującym na wielkiej imprezie, Koke. Wielu ekspertów na podstawie tej wypowiedzi, zeszłorocznego finału Pucharu Konfederacji i trendów taktycznych, które obserwowaliśmy w minionym sezonie klubowym wieściło zmierzch tiki-taki. Klęska 1:5 z Holandią Van Gaala jest najlepszym objawem choroby dotykającej obrońców tytułu.

Taktyczne zwycięstwo

Kolektyw, zgranie,  tysiące minut spędzonych razem na boisku to nie jest uniwersalna recepta na zwycięstwo o czym przekonał się dzisiaj Vicente Del Bosque.  Doświadczonego selekcjonera trzeba pochwalić, tak naprawdę jedynie za przesunięcie Xaviego bliżej bramki przeciwnika, co sprawiło, że 34-letni mógł zagrywać groźniejsze piłki. To po jednej z nich Costa wyszedł na wolną pozycję i wywalczył rzut karny. Któryś z rzędu wślizgów Holendrów w końcu okazał się brzemienny w skutkach. Do piłki ustawionej na 11 metrze podszedł Xabi Alonso i pewnie wykorzystał swoją szansę. Wydawało się, że Holendrzy, którzy zostali stłamszeni przez 20 minut przez kwartet Iniesta- Xabi- Xavi- Silva i dwukrotnie przed stratą bramki ratowali się rozpaczliwymi blokami po trafieniu Alonso mogło się nie podnieść. Stało się inaczej, a kluczowe dla losów meczu było zakończenie pierwszej połowy. Niewykorzystane sytuacje Hiszpanów i przepiękne trafienie uznanego zawodnikiem meczu, Robina Van Persiego, którego zachowanie, wyjście na wolne pole, ułożenie się do strzału, technika gry głową i mądrość zakrawały o futbolowy szczyt geniuszu. 

Druga połowa to już deklasacja. Znowu kontra, znowu gol. Perfekcyjna skuteczność. Do końca Holendrzy strzelili jeszcze 3 bramki, choć przy dwóch lepiej mógł się zachować Casillas. Van Gaal postawił aż na 7 (!) defensywnie usposobionych graczy i zatriumfował. Mimo wszechogarniającego kibiców lęku co do klasy zawodników tworzących blok obronny przed pierwszym gwizdkiem spotkania okazało się, że strach ma wielkie oczy. Holendrzy oddali inicjatywę Hiszpanom i tworzyli dwie linie obronne, czasem nawet stosując pressing na połowie przeciwnika - pamiętna chwila, gdy podopieczni Del Bosque dają popis umiejętności i wychodzą z ciężkiej sytuacji. Po odbiorze piłka lądowała u bocznych skrzydłowych lub była kierowana do atakującej trójki, której każdy członek indywidualnie potrafił zagrozić bramce niepewnego Casillasa. Im bliżej zakończenia spotkania tym więcej nieporadności i rezygnacji było widocznych w grze obrońców tytułu. Było to na rękę rozpędzonym Holendrom, którzy bawili się piłką sprawiając, że wielu kibiców zaczęło wspominać Ajaksu 1995. 

Ostatni raz Hiszpanie stracili minimum 5 bramek 41 lat temu, gdy w Madrycie przegrali 6:2 ze Szkotami. W turniejach, w których zdobyli mistrzostwo tracili odpowiednio 3,2,1. Holendrzy dokonali czegoś niesamowitego. Zdeklasowali rywali pod każdym względem. 

Cichy bohater

Po meczu wszyscy będą przez wiele dni zachwycać się fantastycznymi bramkami Robbena i Van Persiego. Młodzi chłopcy grający na boisku będą się przekrzykiwać i wcielać w najgłośniejszych bohaterów pogromu Hiszpanii. Ale nie byłoby triumfu, gdyby nie świetna gra tego, po którym się tego nie spodziewaliśmy. Opinie o zawodniku Ajaksu nie były zbyt pochwalne delikatnie mówiąc. 



Daley Blind, 24 latek urodzony w Amsterdamie w spotkaniu z arcytrudnym rywalem zaliczył dwa razy więcej niż przez cały sezon. Wpierw fantastycznie wypatrzył Latającego Holendra, a po zmianie stron posłał dokładną piłkę do Robbena. Wykonał w całym zespole najwięcej podań (41 z 88% skutecznością) , zagrał aż 4 kluczowe podania, zdecydowanie najczęściej znajdował się przy piłce (66 razy, następny Indi 54 kontakty). Był zawodnikiem, po którym nikt wielkiego występu się nie spodziewał. Brak presji mu pomógł. Zagrał fenomenalne zawody i śmiało można jego nazwisko po tym meczu wymieniać obok Robbena i Van Persiego. 


Costa, jednostka niepasująca? 

Costa miał być powiewem świeżości w hiszpańskiej jedenastce. Miał być tym, który walczy, pobudza kolegów i potęguje w nich głód sukcesu. Niestety, dla hiszpańskich kibiców nic takiego w tym spotkaniu nie było widać. Paradoksalnie Costa mógł pomyśleć, że jak wywalczył karnego to swoje zadanie wykonał. Nic bardziej mylnego. Od zawodnika tej klasy oczekuje się wiele więcej. W obronie był niewidoczny, z zawodników grających od początku tylko Casillas był rzadziej przy piłce, dwukrotnie dał się złapać w sidła zastawionej przez Holendrów pułapki ofsajdowej. Zapamiętany zostanie z gówniarskiego gestu nieprzystającemu klasie piłkarza, do której aspiruje. Niepotrzebne uderzenie holenderskiego obrońcy może zakończyć się dla niego tragicznie. Końcem Mundialu

Co dalej? 

Czy to faktyczny koniec tiki-taki i Casillasa? Na to pytanie będzie można odpowiedzieć dopiero po fazie grupowej.  Wiemy,tylko że Hiszpania była bezradna, dotkliwie upadła i ma twarz Casillasa. Miała miejsce  Vendetta perfecta. Holendrzy pokazali, że na tym turnieju mogą sporo namieszać. Hiszpanie muszą z Chile wygrać. Najlepiej kilkoma bramkami. Inaczej mogą być kolejnymi obrońcami tytułu, którzy nie wyjdą z grupy. Wszystko w ich głowach i nogach. Nam, kibicom pozostaje czekać na ich wtorkowe spotkanie,  po drodze delektując się innymi mundialowymi starciami.  Na razie przeżyjmy to jeszcze raz. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz