wtorek, 25 lutego 2014

FA Cup, po co to komu?

Rok temu zdobycie Pucharu Anglii przez Wigan było momentem ,w którym zagrożeni widmem spadku ukochanego klubu kibice mogli odetchnąć i cieszyć się z największego sukcesu w swej historii. Ale zwycięstwo w rozgrywkach przyniosło jedynie kilkudniową euforię. Nagroda, jaką jest występ w fazie grupowej Ligi Europejskiej okazała się obusiecznym mieczem. 

Z jednej strony była to szansa na pokazanie się w Europie, ale z drugiej udział w międzynarodowych rozgrywkach nie przyniósł Wigan nic dobrego. 5 punktów, bilans bramek 6-7 to wszystko na co było stać angielski zespół w mej opinii łatwej grupie, a wpływ tych meczów na postawę w naszpikowanej meczami Championship (46 kolejek) był widoczny, mimo że paradoksalnie po meczach w LE Wigan wiodło się nader dobrze (4 zwycięstwa, 1 remis, porażka z Derby 1:3). Zmęczenie materiału w drużynie prowadzonej przez Uwe Roslera był już kilka razy widoczne, a fani powinni się cieszyć że zespół może się skupić wyłącznie na krajowym podwórku. 

Teraz w ósemce, która pozostała są aż trzy zespoły z zaplecza, które powinny walczyć o trofeum, ale jeśli będą pewne awansu do Premier League. Inaczej zupełnie sytuacja wygląda w przypadku pozostałej piątki. 

Dla Arsenalu i Manchesteru City w przypadku braku mistrzostwa będzie to pocieszenie z nutką nadziei. Wenger wreszcie zdobędzie trofeum, a Pellegrini zacznie spełniać umowę traktującą o liczbie trofeów, które ma zdobyć. Dla Evertonu będzie to informacja, że w klubie wszystko idzie ku lepszemu (zespół i tak zagra w LE dzięki dobrej postawie w lidze), a Martinez zapisze się w historii, bo teraz nie potrafię sobie przypomnieć, by którykolwiek menedżer dwa razy z rzędu zdobył Puchar Anglii, za każdym razem z innym zespołem.  Dla Hull i Sunderlandu to szansa na złapaniu wiatru w żagle na nowy sezon i pokazanie, że pod wodzą obecnych trenerów wszystko idzie ku lepszemu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz