poniedziałek, 9 września 2013

Arsenalu nadzieja na odrodzenie

7 sezonów okraszonych brakiem trofeów, lecz corocznym awansem w lepszym lub gorszym stylu do elitarnych rozgrywek Ligi Mistrzów to chleb powszedni którym  karmiona jest rzesza kibiców na Emirates Stadium. 7 lat osłabiania zespołu i przeważnie brak naprawdę klasowych wzmocnień, a mimo wszystko Arsenal cały czas był w TOP4. Transfer last minute może być początkiem nowych The Invincibles. 




Niedościgniony pierwowzór

Gdy dokładnie 10 lat temu rozgrywki Premier League ruszały nikt nie spodziewał się, że sezon ten za sprawą Kanonierów przejdzie do historii. 26 zwycięstw, 12 remisów i maszyna Wengera zdobyła mistrzostwo. Zespół złożony z doświadczonych graczy wspierany młodymi zdolnymi zachwycił krytyków. Wydawać by się mogło, że Wenger znalazł złoty środek i zbudował drużynę, która wreszcie podbije Europę. Lecz nie ukrywajmy. Od tamtej pory było tylko gorzej.

W klubie na przestrzeni lat zderzały się dwie wizje. Deina, który chciał inwestycji w graczy, ściągania klasowych graczy, a zarządu, który bardziej optował za finansową stabilizacją. Puentą tych wizji zdaje się być Wenger, który zapytany o to co zrobi ze 100 mln funtów na transferów odpowiedział zgodnie z oczekiwaniami zarządu. " Oddam Wam je co do grosza".

Stabilizacja przede wszystkim

Budowa Emirates zakładała minimalizację kosztów opartą na cudach Wengera. Boss znany z szkolenia młodych graczy postawił sobie za cel stworzenie w Londynie angielskiego odpowiednika Barcelony. I chyba można rzecz, że mu się udało. Francuz sprzedawał przeważnie z zyskiem, kupował tanio, szkolił młodzież i zadowalał zarząd, który skupił się na nowym stadionie. Zespół mimo braku doświadczenia grał z polotem, długo utrzymywał się przy piłce. Jednym słowem gra Arsenalu cieszyła oko kibiców na całym świecie. Niestety okazało się, że na Wyspach co najwyżej mamy do czynienia z Barceloną Light, zespołem grającym pięknie, lecz będącym w ogólnym rozrachunku kilka klas niżej od Dumy Katalonii.

Trofea nie pojawiały się w gablocie klubu, ale w międzyczasie udało się przenieść na nowoczesny obiekt, który jest w stanie pomieścić 60 000 fanów. Ostatnio wszystko stało się jasne. Klub spłacił długi i powinien zacząć inwestować wreszcie w nowych aktorów, szczególnie jeśli odeszli za pieniędzmi Nasri, Clichy, a reszta klasowych graczy za trofeami, lub z pobudek sentymentalnych.

Ubogie lata

Gwiazdy ubywały, a zastępcy przybywali i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ich poziom. Chamakh, Park, Squillaci, Silvestre, Gervinho to nie są gracze którzy byliby w stanie zapewnić sukces The Gunners. Kolejne lata niezłej gry, lecz na nierównym poziomie na przestrzeni całego sezonu podparte słabą psychiką podopiecznych Bossa sprawiały, że przez lata frustracja fanów sięgała zenitu, a wszystkiego miało dopełnić tegoroczne okienko transferowe. Wenger mówił, że są pieniądze i zespół wzmocni się klasowym graczem. Aż do drugiego września wydawać by się mogło, że znowu Francuz mydli oczy i zrobi tak jak rok temu mimo podobnych środków zakupy, tylko po to by uspokoić fanów. Rok temu Cazorla okazał się dobrym transferem,  Podolski i Giroud na razie nie.  To co stało się wieczorem drugiego września przerosło oczekiwania fanów Arsenalu na całym świecie i sprawiło, że marzenie o powrocie do The Invicibles ma rację bytu.

Ozil na początek

42,5 mln. Tyle kosztował nowy nabytek Arsenalu. Gracz, który odmienił ten klub momentalnie. Nie rozgrywając w nim jeszcze żadnego meczu.  Przy Ashburton Grove zaczęło się szaleństwo. Niemiec to strzał w dziesiątkę pod wieloma względami

Po pierwsze to świetny zabieg marketingowy. Koszulki Mesuta sprzedają się wyśmienicie. Dużo lepiej niż najdroższego gracza na świecie. Kibice też nagle zmienili nastawienie o 180 stopni. Jeszcze kilka dni temu "spend some f***ing money" teraz ich euforia nie zna granic. Zachwyt ogarnął nie tylko kibiców. Piłkarze, jak Podolski, Wilshere są zachwyceni transferem Niemca, jego umiejętnościami.

Po drugie to znak, że Wenger to nadal marka z najwyższego trenerskiego topu mimo ostatnich lat bez trofeów. To on był głównym czynnikiem, który przyciągnął Ozila do klubu z Londynu.

Po trzecie, Ozil to prawdziwy game-changer. Wzmocni i tak już mocny środek Arsenalu zapewne stając się jego naturalnym liderem. Gra Arsenalu z tym niesamowitym pomocnikiem, graczem światowego topu może wnieść się kilka poziomów wyżej.

"The Invicibles"?

2 września to początek nowego Arsenalu. Gazidis i Wenger pokazali, że wydanie dużej sumy pieniędzy na gracza z topu leży w ich zasięgu. Transfer Ozila potwierdza, że Arsenal będzie dążył teraz wszystkim możliwymi środkami do powrotu do czasów świetności, do czasów gdy był to zespół jeden z najlepszych w Europie nie tylko ze względu na swą historię, ale aktualne sukcesy. Kolejnym powodem do radości fanów Arsenalu w tym i moim staje się teza, którą można wysunąć po tym, jak Ozil stwierdził, że to Wenger go przekonał. Niemiec na pewno będzie kluczową postacią w Arsenalu, ale myślę, że tylko perspektywa tego, że Kanonierzy zostaną odpowiedni wzmocnieni mogła go upewnić w przekonaniu, że przeprowadzka do Londynu to dobra decyzja. Pozostaje tylko kupić skrzydłowego, kogoś do rywalizacji z Giroud, bo raczej Sanogo i Bendtner go nie wygryzą i wzmocnić blok defensywny, by śmiało móc stwierdzić, że Arsenal na 100% jest faworytem do mistrzostwa. Na razie transfer Ozila to światełko w tunelu, nadzieja na lepsze jutro.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz